lut 03 2018

#16 - Pacierz do ikon rychło zmów!


Komentarze: 0

 

Dzień dobry. Zainspirowany singlem „Nie raj” i nadchodzącą siódmą płytą naskrobać pragnę coś okolicznościowego. Zespół dla mnie szczególny, który skreśliłem po pierwszej usłyszanej piosence w maju 2013. Jak pokazał czas, niesłusznie – dwa i pół roku później dotarłem na ich koncert. Uzależnienie jest na tyle mocne, że do tej pory doświadczyłem ośmiu. Dziewiąty w drodze.

 

„Uświadomiłem sobie, że oprócz „pokolenia nic” istnieje także „pokolenie coś””.
- Tomasz Budzyński (lider zespołu Armia) o Lao Che po tym, jak usłyszał album „Powstanie Warszawskie”.

 

Na początku było ich trzech. Każdy z członków próbował swoich sił w metalowych kapelach (Denat i Dimon byli perkusistami, a Spięty wokalistą). Kiedy już Panowie spotkali się razem postanowili pójść w estetykę rapową. Tak oto powstał zespół Koli, który po czasie przerodził się w to, co jest znane dzisiaj jako Lao Che. A wspomnieć należy, że początków łatwych nie mieli. Jak wszyscy w zasadzie, jednakże muzycy zajmowali się takimi pracami jak kierowca TIR-a (Spięty, który jest również magistrem ekonomii), nauczyciel języka angielskiego (Denat), czy ratownik medyczny (Dimon). Jednakże „skakanie po scenie z mikrofonami szybko się znudziło”…

 

Gdy już Koli przerodziło się w Lao Che, Zespół kierował się jednym założeniem – „nie możemy robić Ameryki”. O co chodziło? Ano o to żeby być odkrywczym i nie prezentować muzyki, którą grali inni. Z końcem 2000 roku grupa weszła do studia i zaczęła przygotowywać swój debiutancki krążek. Podczas prac skład rozrósł się – do Zespołu dołączyli Rysiek (bas, z zawodu elektryk), i Warz (gitara). W styczniu 2002 już wszystko było gotowe – tak oto powstały „Gusła”. Jak wskazuje tytuł, płyta mocno czerpie z polskiej literatury – poza dziełami Mickiewicza także z twórczości Stefana Żeromskiego („Klucznik”). Jako, że ci pisarze żyli dość dawno temu, to i język polski był trochę inny. Spięty stworzył więc słowniczek archaizmów, żeby ułatwić sobie pracę nad warstwą tekstową. Teksty na „Gusłach” stały się inspiracją dla pewnego studenta filologii polskiej, który oparł na nich swoją pracę magisterską. A co w muzyce? Bardzo dobry „Astrolog” (który na tej płycie wygrywa bezapelacyjnie w moich oczach głównie dzięki mickiewiczowemu „miej serce i patrzaj w serce”, utwór ten doczekał się aż trzech wersji), „Did lirnik” składający się z dwóch części – jedna spokojna, z tekstem po ukraińsku, druga instrumentalna i taneczna, rozciągnięte w czasie i przez to mocno mistyczne „Lelum Polelum”. Język ukraiński pojawia się również na początku „Topielców” i na końcu „Wiedźmy”. Duże stężenie mroku zaobserwować można w „Kniaziu” (w warstwie lirycznej), jak również w „Nałożnicy” (choć tu bardziej w muzyce – pomysł ze skrzypcami w tle trafiony w dychę). Małą kontrowersję niesie ze sobą Komtur – zawołanie „Gott mit uns!” kojarzy się jednoznacznie negatywnie. Ze względu na sample Denata na plus wyróżnię też „Jestem Słowianinem”.

 

Odwołanie się do epoki romantyzmu nie przyniosło jednak zbyt dużego rozgłosu grupie. Dość powiedzieć, że sprzedano jedynie kilkaset kopii albumu. W ostatnich latach z „Guseł”, w repertuarze koncertowym zostały tylko trzy numery: „Astrolog”, „Lelum Polelum” i „Lirnik”. A i te nie są grane najczęściej. W 2003 doszło do zmian personalnych – Zespół opuścił Warz, a jego miejsce zajął Krojc (który w tamtym czasie był przedsiębiorcą). Kolejnymi nowymi twarzami byli Trocki (stolarz) oraz Wieża (realizator dźwięku). Zaczęto też myśleć o drugiej płycie. Denat jako fascynat tematyki wojennej podrzucił pomysł w którym kierunku można by iść. Spięty podchwycił temat – prace jednakże musiały potrwać dłuższą chwilę, bowiem wokalista podobnie jak w przypadku „Guseł” chwycił długopis i zaczął tworzyć słowniczek. Denat z kolei sprecyzował swój pierwotny pomysł i czytał sporo literatury polskiej z okresu II wojny światowej – stąd inspiracje Mironem Białoszewskim (choć ten pisarz nie był cytowany), Krzysztofem Kamilem Baczyńskim czy Aleksandrem Kamińskim. Ten, kto uważnie wsłuchiwał się w tekst „Jestem Słowianinem” wiedział, jaki temat zostanie poruszony…

 

W marcu 2005 roku światło dzienne ujrzało „Powstanie Warszawskie”. Zapożyczeń było trochę mniej niż poprzednio, choć i tak można przedstawić całą paletę tychże. W „1939/Przed burzą” fragment tekstu pochodzi z dorobku Chłopców z Placu Broni. „Godzina W” poza autorskimi zwrotkami (jednymi z najlepszych na całej płycie!) sięga do „Elegii o chłopcu polskim” Baczyńskiego. „Barykada” czerpie z reggae – słychać to w partii gitarowej jak również w fakcie, iż kawałek tekstu to dzieło zespołu Izrael. „Stare Miasto” (najbardziej znane ze zbioru utworów „powstańczych”) bazuje na hymnie Marynarki Wojennej RP. Zacytowano też fragment wiersza „Czerwona zaraza” („Czerniaków”), oraz „Pieśni o żołnierzu tułaczu” („Koniec”). Z kolei utwór „Hitlerowcy” przypomina akcje „Małego sabotażu” i hasło „Tylko świnie siedzą w kinie”. Jak jest z muzyką? Mistycyzmu i tego typu uniesień brak – największymi pozytywnymi zaskoczeniami są „Zrzuty” i „Przebicie do Śródmieścia”. Całość płyty (za wyjątkiem „Barykady” i „Kanałów”, które są dosyć balladowe) jest podana na punkowo. „Powstanie” zwróciło uwagę widzów na Lao Che – publiczność na koncertach Zespołu wywodziła się tak z subkultury punk, jak i ze środowisk narodowych. Recenzje krytyków w głównej mierze były pozytywne, choć pojawiały się głosy o bylejakości, czy niemożności udźwignięcia ciężaru gatunkowego wydarzeń z 1944 roku. W sześćdziesiątą pierwszą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego wydany został singel „Czerniaków”, na który wypada zwrócić uwagę głównie dlatego, że znalazł się tam cover „Ludzi wschodu” legendarnej Siekiery. Na fali popularności krążka przed Zespołem otworzyły się największe sceny w kraju (m.in. pierwszy występ na Przystanku Woodstock).

 

Lao Che od zarania swoich dziejów nie bało się podejmować tematów ważnych i trudnych. W styczniu 2006 Spięty napisał pewien tekst. Jednakże jak później stwierdził „czasami jeden tekst to za mało żeby się wypowiedzieć na dany temat”, więc zaczęły powstawać kolejne. Kapela z tematów poważnych ruszyła w stronę tych bardzo poważnych. Na tapetę została wzięta Biblia, a melodie w wielu miejscach są bardzo skoczne. I znów udało się przedstawić górnolotną kwestię w przyziemny sposób, brawo! Najważniejszą zmianą (na plus) jest ta dotycząca tekstów – są w pełni autorskie, nie ma w nich żadnych cytatów, a jedyną inspiracją jest Pismo Święte. Przedstawiono wygnanie Adama i Ewy z raju („Drogi Panie”), Poncjusza Piłata skazującego Jezusa („Do syna Józefa Cieślaka”), zesłanie potopu („Hydropiekłowstąpienie”), drogę krzyżową („Ty człowiek jesteś”), czy też najczęstsze grzechy popełniane przez ludzi („Bóg zapłać”). Niektóre teksty są mało rozbudowane („Kobieta”, „Hiszpan”), znajdziemy też takie, w których nie ma nawiązań biblijnych („Czarne kowboje”). Dzięki płycie „Gospel” Zespół trafił na anteny radiowe, szczególne sukcesy święciło „Hydropiekłowstąpienie”, które stało się flagowym utworem Lao. W eterze zaistniały również „Czarne kowboje” i „Hiszpan”, a „Gospel” stał się pierwszą płytą kapeli, która osiągnęła status platynowej.

 

„Rycerstwo zachodniomazowieckie” nie byłoby sobą, gdyby nie wymyśliło czegoś kompletnie odmiennego na swoim kolejnym krążku. W grudniu 2009 roku zainicjowano pracę nad albumem „Prąd stały/prąd zmienny”. Trzy miesiące później wszystko już było gotowe. Płytę otwiera „Historia stworzenia świata” – osobiście sądzę, że tekst idealnie pasowałby na „Gospel”, jednakże wspomnieć wypada, że „Prąd…” wyróżnia się bardzo dużą ilością elektroniki (wielu krytyków odnosi się do dokonań zespołu Kraftwerk). Spięty mierzy się z tematami egzystencjalnymi i przemijaniem („Magistrze pigularzu”, „Czas”), inspiruje się rosyjską literaturą („Życie jest jak tramwaj” z genialną linią basu), wciela się w prąd („Prąd stały/prąd zmienny”), mówi o samotności („Urodziła mnie ciotka”, „Sam O’tnosc”), opisuje też wydarzenia historyczne, kiedy to „gabinet na Rumunię zbiegł” („Zima stulecia”). Muzycznie? Na pierwszy plan (poza „Życiem…”, które absolutnie rozniosło konkurencję) wysuwa się motyw, na którym oparta jest „Ciotka”, na duże uznanie zasługują też „Magistrze pigularzu” i „Czas” (który do dziś otwiera wiele koncertów grupy). Jeśli już przy koncertach jesteśmy, bardzo ciekawą wersję live przybrał „Prąd stały/prąd zmienny”, a „Wielki kryzys” był grany na dwa różne sposoby. Na minus w całokształcie „Prądu” muszę uznać dobór utworów na single, mógłby być nieco lepszy.

 

Można śmiało stwierdzić, że po nagraniu czwartej płyty Zespół odnalazł w muzyce swój kierunek. Oczywiście nie znaczy to, że przestał szukać, jednak na kolejnych płytach wiadomo już czego można się spodziewać. W połowie 2011 roku z grupy odszedł Krojc, który zaczął tworzyć solo. Rok 2012 jest dość ważnym dla Lao – muzycy zostali odznaczeni Srebrnymi Krzyżami Zasługi za upamiętnianie Powstania Warszawskiego, jak również wydali „Soundtrack”, swój piąty album w dorobku. Był on promowany przez utwór „Zombi”, jeden z najbardziej tanecznych kawałków w całej twórczości płocczan. Co znajdziemy? Tekst, w którym Spięty wciela się w psa („Jestem psem”), odwołania do buddyzmu („Govindam”), w wielu miejscach kontynuacje myśli zawartych na „Gospel” („Dym”, „Na końcu języka”, „Już jutro”). Muzycznie jest to płyta dość zróżnicowana – od mocnych flirtów z rapem („Jestem psem”), przez rzeczy okołomistyczne nawiązujące nieco do „Guseł” („Govindam”), aż po utwór monumentalny, strukturą przypominający takie grupy jak Pink Floyd czy King Crimson („Idzie wiatr” – moim zdaniem najlepszy na płycie). Laur honorowy dla „Dymu” i „Na końcu języka” za całokształt, tam też wszystko zagrało jak trzeba.

 

W latach 2010-2013 Lao Che całkowicie porzuciło granie materiału z „Guseł”. Pod koniec 2013 roku Zespół doczekał się pierwszej i jak dotąd jedynej płyty koncertowej. Punkt wspólny jest tutaj taki, że podczas koncertu w Studiu Polskiego Radia imienia Agnieszki Osieckiej do repertuaru powróciły w brawurowym stylu „Lelum Polelum”, „Wiedźma” i „Astrolog”, oczywiście w nowych aranżacjach. Znajdziemy tam również jeden kawałek premierowy – jest to „Królowa”. Zespół zaprezentował utwory z niemal każdego krążka. „Niemal” jest tu słowem kluczowym – w czasie gdy wychodził „Soundtrack” muzycy postanowili usunąć z setlisty numery z „Powstania”, grając je wyłącznie na koncertach upamiętniających Powstanie Warszawskie.

 

Pod koniec 2014 roku Zespół zaczął prezentować na koncertach całkiem nowe kompozycje. Dwa lata wcześniej Spięty po raz drugi został ojcem. Po pewnym czasie od narodzin drugiej córki stwierdził, że skoro temat dzieci przewija się ustawicznie to należy im poświęcić całą płytę. Tak też się stało – wydawnictwo „Dzieciom” na sklepowe półki trafiło w marcu 2015 roku. Jeśli chodzi o mój odbiór uważam ten krążek za jeden ze słabszych, co nie oznacza że dotyczy to całego materiału. Trzy utwory, którym należy się tutaj słowo to: „Dżin” – przebojowość taka, że wszyscy bez względu na metrykę w trakcie grania tegoż kawałka radośnie skaczą (oraz mistyka w melodii nawiązująca do „Govindam”), „Znajda” – za całokształt z położeniem nacisku na tekst i „Wojenka”, która stała się jeszcze bardziej rozpoznawalna niż „Hydropiekłowstąpienie” przez co Lao Che zyskało wyznawców w zupełnie nowych kręgach.

 

Jeżeli chodzi o teraźniejszość, nie tak dawno bo z końcem 2017 roku szeregi kapeli zasilił Karol Gola (saksofon). Jest to jedyny członek Lao w historii, któremu nie został nadany pseudonim. Muzyk ten występował również w takich składach jak Pink Freud czy Jazzombie. W pierwszych zdaniach dzisiejszego odcinka wspomniałem, że inspiracja ma była czerpana z singla „Nie raj”. Już za chwil kilka publika w nadwiślańskiej krainie na wschodzie Europy będzie mogła wysłuchać „Wiedzy o społeczeństwie”. Zarówno w poprzednich odcinkach jak i w rozmowach czysto prywatnych pisałem i mówiłem że już przebieram nóżkami na samą myśl, więc przypomnę tylko datę premiery: 16 lutego 2018.

 

Lao-Top? Bardzo proszę:

10. Klucznik
9. Dym
8. Zrzuty
7. Magistrze pigularzu
6. Przebicie do Śródmieścia
5. Urodziła mnie ciotka
4. Idzie wiatr
3. Hydropiekłowstąpienie
2. Astrolog
1. Życie jest jak tramwaj

 

OGŁOSZENIA:

 Ze względu na postępujący czas takich informacji będzie coraz więcej. Ze względu na moją naturę nigdy się z takimi wieściami nie pogodzę. 15 stycznia 2018 roku odeszła Dolores O’Riordan, wokalistka The Cranberries, „królowa Limerick”. Serce moje płacze i na ziemi jest mi źle. Szczególnie gdy słucham „The glory” i „Why” – najświeższych (i całkiem możliwe że ostatnich w historii) kompozycji Zespołu.

 

Takich informacji jak poniższe również w najbliższych latach będzie sporo. Dwa wielkie i zasłużone podmioty wykonawcze ruszają w swoje ostatnie trasy. Sir Elton John planuje zakończyć swoją w 2021 roku (a w międzyczasie zajrzeć do Polski), Slayer z kolei ruszy do boju w maju. Szkoda żegnać się z takimi artystami, szczególnie że mogą mieć jeszcze nie jedno do wyśpiewania i zagrania.

 

Mamy początek miesiąca lutego. TSA oraz Kazik z Kwartetem Proforma już byli w mieście. Oba składy wypadły na duży plus – pomimo tego, że TSA odcina kupony, a Kazik bez Kultu (choć z Kultem też, ale w małym stopniu) bazuje na twórczości Taty. I znowu smutna sprawa – Marek Piekarczyk zabiera swoje zabawki w marcu, a reszta muzyków będzie szukała jego następcy. Z wieści przyszłych – kwiecień zaczyna wyglądać rozsądnie. Do Dezertera i Kultu dołącza Kabanos. Marzec dalej z wieloma znakami zapytania. Strachy na lachy, Illusion, Farben Lehre, The Analogs, Raz Dwa Trzy… jest tego trochę. Z rzeczy pewnych jest Fisz, Big Cyc i spółka na lutowo-marcowej „masówce” no i naturalnie Lao Che. „Czekamy, czekamy…”.

 

Tymczasem bardzo dziękuję i zapraszam na kolejne odcinki. Możliwym jest, że „Historia pewnej płyty” doczeka się kolejnej odsłony, acz „nirwany Tobie obiecać nie mogę”.

  

kilkaslowomuzyce : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz