Archiwum 30 lipca 2017


lip 30 2017 #10 - Taka w życiu nasza rola, rock'n'rolla...
Komentarze: 0

Witam serdecznie. Po zajrzeniu na trójkolorową stronę mocy, przejdziemy dzisiaj do koloru czarnego. Muzyka metalowa była znana światu od roku 1970, kiedy to John Osbourne z Birminghamu, znany też pod pseudonimem Ozzy, wymyślił ją sam (tak stwierdził Bono, ja również mogę się pod tym podpisać). Do Polski dotarła ona na początku lat 80. XX wieku, a jej redefinicję na wschodzie Europy stworzyło pięciu muzyków zrzeszonych pod trzema literami. TSA.

 

Będąc dzieckiem średnio świadomym czegokolwiek Tata lubił bardzo posłuchać Ich muzyki. Mój pierwszy kontakt z heavy metalem miał miejsce w wieku dwunastu lat. Jako, że wtedy nie słuchałem muzyki zagranicznej (za wyjątkiem Doorsów), było to dla mnie coś w rodzaju nowego otwarcia. W szóstej klasie szkoły podstawowej w zeszycie do języka polskiego wynotowałem wszystkie piosenki, które Tata miał na jednej z płyt, było ich dziesięć albo dwanaście (m.in. „Kocica”, „Jestem głodny”, „Alien”, „Trzy zapałki”, „51”), to była wiele lat temu dla mnie podstawa, do której zostały dołożone inne wielkie utwory („Bez podtekstów”, „Wyciągam swoją dłoń”, „To boli”, „Nocny sabat”).

 

Koncerty TSA charakteryzowały się ogromnymi pokładami energii, nieosiągalnymi dla innych polskich ekip. Nierzadko w trakcie występów do akcji wkraczała milicja – w 1982 roku podczas koncertu w Sali Kongresowej w Warszawie Marek Piekarczyk, wokalista Zespołu musiał negocjować z milicją, ponieważ publiczność napierała tak bardzo na scenę, że służby zaczęły pacyfikować fanów. W lecie 1984 natomiast, po festiwalu „Rock nad Bałtykiem”, doszło do poważnych zamieszek, w wyniku których TSA dostało zakaz występów w Kołobrzegu na czas nieokreślony.

 

Po tym nieco dłuższym wstępie niż zwykle przejdźmy do ad remu. W dzisiejszym odcinku pozwolę przyjrzeć się bliżej jednej płycie legendy polskiej ciężkiej młócki. Konkretniej rzecz ujmując ich fonograficznemu debiutowi. „Live” to zapis z koncertu w krakowskim teatrze „Stu”, który odbył się 21 marca 1982 roku. Otwiera ją „Manekin disco”, który prześmiewczo opisuje rzeczywistość polskich dyskotek (co nie zmieniło się mimo upływu trzydziestu pięciu lat), w „Spółce” z kolei skrytykowany został pewien znany muzyk, który umoczył się później w polityce („podobno Hołdys walczył też, byś o wolności nie musiał śnić”). „Wyprzedaż” w swoim tekście gardzi szeroko pojętym materializmem i odcina się od karierowiczostwa. Jako czwarty utwór na ścieżce znalazł się „51”. Jeśli napiszę, że to przejmująca opowieść o tragicznie zmarłym przyjacielu, to nie napiszę nic. To jedna z najważniejszych kompozycji w historii polskiej muzyki rozrywkowej.

 

Drugą stronę winyla (trzydzieści pięć lat temu znano tylko taki nośnik w naszym pięknym kraju) rozpoczyna „Plan życia” – sympatyczny tekst o przełamywaniu własnych barier (w podobnym tonie utrzymany jest kawałek „Na co Cię stać?”), z potężnym i rajcującym riffem. „Chodzą ludzie” uderzają w masy, które myślą schematami i nie mogą się z nich wyrwać („Nie potrafią nawet kochać, brak im luzu i radości / Często robią głupie miny, świat ich nudzi, świat ich złości”). Następny utwór opowiada smutną historię o niechcianej ciąży i młodej matce („Wpadka”). Został on wydany na pierwszym singlu Zespołu w 1980 roku wraz z „Mass media”, jednym z moich osobistych faworytów w tekstach grupy (jak łatwo się domyślić tematem jest ogłupianie ludzkości przez środki masowego przekazu). Ostatni utwór, „TSA Rock” jest najbardziej zabawowy, akcent humorystyczny w postaci odegrania „Koziołka Matołka” to absolutne mistrzostwo. Podsumowując, natężenie buntu znacznie wykracza poza skalę, a energia instrumentów wprost rozsadza płytę. I całą polską scenę muzyczną tamtych lat też.

 

Moje prywatne teesiackie TOP10 prezentuje się tak:

 

10. Ty, on, ja
9. Wyciągam swoją dłoń
8. Plan życia
7. Mass media
6. Wyprzedaż
5. Bez podtekstów
4. Jeden kroczek
3. To boli
2. Alien
1. 51

 

OGŁOSZENIA:

 

1.       Rok 2017 nie oszczędza świata muzyki, podobnie jak i poprzedni. Dwudziestego lipca świat obiegła informacja o samobójczej śmierci wokalisty Linkin Park, Chestera Benningtona. W takich momentach zawsze przeraża mnie myśl o tym, kto będzie następny. Co do tej kapeli nigdy nie byłem i podejrzewam że raczej nie zostanę ich fanatykiem, niemniej jednak jest to bardzo duża strata dla naszego świata.

 

2.       Trzydziesty lipca jest szczególną datą w historii polskiej muzyki. Tego dnia w 1994 roku odszedł największy polski wokalista, Ryszard Riedel. W rozmowie ze mną J. stwierdziła, że umarł w dobrym momencie. I w sumie zgoda, bo w połowie lat 90. muzyka nad Wisłą zaczynała dość mocno podupadać, nijak nie mogąc nawiązać do złotych lat 80., a komercja zaczęła stawać się wszechobecna.
 

 

3.       Bieżący rok przyniósł drugą fascynację w muzyce. Można to roboczo podciągnąć pod stwierdzenie „punk prześmiewczy”, a mowa o zespołach Piersi i Big Cyc. Po przestudiowaniu dyskografii tych pierwszych (ponieważ jeśli chodzi o tych drugich jeszcze kilka płyt mi zostało) stwierdzam, że nic nie umywa się do ich pierwszej płyty, którą już zdążyłem polecić. Co do Big Cyca stałem się gorącym zwolennikiem krążków „Z partyjnym pozdrowieniem” oraz „Nie wierzcie elektrykom”, czy jeszcze jakieś okażą się godne uwagi to się zobaczy.

 

4.       Parę słów jeszcze o koncertach. Ze względów logistycznych odpada koncert Cree w Andrychowie, w jego miejsce wskoczy za to IRA i T.Love, z czego się niesamowicie cieszę. Pod znakiem zapytania stoją jeszcze występy Vavamuffin, Dżemu i Raz Dwa Trzy, tu również potrzeba czasu. Za to dwunastego października będzie mi dane zobaczyć Gordona Sumnera, znanego fanom jako Sting. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej.

kilkaslowomuzyce : :