Archiwum lipiec 2017


lip 30 2017 #10 - Taka w życiu nasza rola, rock'n'rolla...
Komentarze: 0

Witam serdecznie. Po zajrzeniu na trójkolorową stronę mocy, przejdziemy dzisiaj do koloru czarnego. Muzyka metalowa była znana światu od roku 1970, kiedy to John Osbourne z Birminghamu, znany też pod pseudonimem Ozzy, wymyślił ją sam (tak stwierdził Bono, ja również mogę się pod tym podpisać). Do Polski dotarła ona na początku lat 80. XX wieku, a jej redefinicję na wschodzie Europy stworzyło pięciu muzyków zrzeszonych pod trzema literami. TSA.

 

Będąc dzieckiem średnio świadomym czegokolwiek Tata lubił bardzo posłuchać Ich muzyki. Mój pierwszy kontakt z heavy metalem miał miejsce w wieku dwunastu lat. Jako, że wtedy nie słuchałem muzyki zagranicznej (za wyjątkiem Doorsów), było to dla mnie coś w rodzaju nowego otwarcia. W szóstej klasie szkoły podstawowej w zeszycie do języka polskiego wynotowałem wszystkie piosenki, które Tata miał na jednej z płyt, było ich dziesięć albo dwanaście (m.in. „Kocica”, „Jestem głodny”, „Alien”, „Trzy zapałki”, „51”), to była wiele lat temu dla mnie podstawa, do której zostały dołożone inne wielkie utwory („Bez podtekstów”, „Wyciągam swoją dłoń”, „To boli”, „Nocny sabat”).

 

Koncerty TSA charakteryzowały się ogromnymi pokładami energii, nieosiągalnymi dla innych polskich ekip. Nierzadko w trakcie występów do akcji wkraczała milicja – w 1982 roku podczas koncertu w Sali Kongresowej w Warszawie Marek Piekarczyk, wokalista Zespołu musiał negocjować z milicją, ponieważ publiczność napierała tak bardzo na scenę, że służby zaczęły pacyfikować fanów. W lecie 1984 natomiast, po festiwalu „Rock nad Bałtykiem”, doszło do poważnych zamieszek, w wyniku których TSA dostało zakaz występów w Kołobrzegu na czas nieokreślony.

 

Po tym nieco dłuższym wstępie niż zwykle przejdźmy do ad remu. W dzisiejszym odcinku pozwolę przyjrzeć się bliżej jednej płycie legendy polskiej ciężkiej młócki. Konkretniej rzecz ujmując ich fonograficznemu debiutowi. „Live” to zapis z koncertu w krakowskim teatrze „Stu”, który odbył się 21 marca 1982 roku. Otwiera ją „Manekin disco”, który prześmiewczo opisuje rzeczywistość polskich dyskotek (co nie zmieniło się mimo upływu trzydziestu pięciu lat), w „Spółce” z kolei skrytykowany został pewien znany muzyk, który umoczył się później w polityce („podobno Hołdys walczył też, byś o wolności nie musiał śnić”). „Wyprzedaż” w swoim tekście gardzi szeroko pojętym materializmem i odcina się od karierowiczostwa. Jako czwarty utwór na ścieżce znalazł się „51”. Jeśli napiszę, że to przejmująca opowieść o tragicznie zmarłym przyjacielu, to nie napiszę nic. To jedna z najważniejszych kompozycji w historii polskiej muzyki rozrywkowej.

 

Drugą stronę winyla (trzydzieści pięć lat temu znano tylko taki nośnik w naszym pięknym kraju) rozpoczyna „Plan życia” – sympatyczny tekst o przełamywaniu własnych barier (w podobnym tonie utrzymany jest kawałek „Na co Cię stać?”), z potężnym i rajcującym riffem. „Chodzą ludzie” uderzają w masy, które myślą schematami i nie mogą się z nich wyrwać („Nie potrafią nawet kochać, brak im luzu i radości / Często robią głupie miny, świat ich nudzi, świat ich złości”). Następny utwór opowiada smutną historię o niechcianej ciąży i młodej matce („Wpadka”). Został on wydany na pierwszym singlu Zespołu w 1980 roku wraz z „Mass media”, jednym z moich osobistych faworytów w tekstach grupy (jak łatwo się domyślić tematem jest ogłupianie ludzkości przez środki masowego przekazu). Ostatni utwór, „TSA Rock” jest najbardziej zabawowy, akcent humorystyczny w postaci odegrania „Koziołka Matołka” to absolutne mistrzostwo. Podsumowując, natężenie buntu znacznie wykracza poza skalę, a energia instrumentów wprost rozsadza płytę. I całą polską scenę muzyczną tamtych lat też.

 

Moje prywatne teesiackie TOP10 prezentuje się tak:

 

10. Ty, on, ja
9. Wyciągam swoją dłoń
8. Plan życia
7. Mass media
6. Wyprzedaż
5. Bez podtekstów
4. Jeden kroczek
3. To boli
2. Alien
1. 51

 

OGŁOSZENIA:

 

1.       Rok 2017 nie oszczędza świata muzyki, podobnie jak i poprzedni. Dwudziestego lipca świat obiegła informacja o samobójczej śmierci wokalisty Linkin Park, Chestera Benningtona. W takich momentach zawsze przeraża mnie myśl o tym, kto będzie następny. Co do tej kapeli nigdy nie byłem i podejrzewam że raczej nie zostanę ich fanatykiem, niemniej jednak jest to bardzo duża strata dla naszego świata.

 

2.       Trzydziesty lipca jest szczególną datą w historii polskiej muzyki. Tego dnia w 1994 roku odszedł największy polski wokalista, Ryszard Riedel. W rozmowie ze mną J. stwierdziła, że umarł w dobrym momencie. I w sumie zgoda, bo w połowie lat 90. muzyka nad Wisłą zaczynała dość mocno podupadać, nijak nie mogąc nawiązać do złotych lat 80., a komercja zaczęła stawać się wszechobecna.
 

 

3.       Bieżący rok przyniósł drugą fascynację w muzyce. Można to roboczo podciągnąć pod stwierdzenie „punk prześmiewczy”, a mowa o zespołach Piersi i Big Cyc. Po przestudiowaniu dyskografii tych pierwszych (ponieważ jeśli chodzi o tych drugich jeszcze kilka płyt mi zostało) stwierdzam, że nic nie umywa się do ich pierwszej płyty, którą już zdążyłem polecić. Co do Big Cyca stałem się gorącym zwolennikiem krążków „Z partyjnym pozdrowieniem” oraz „Nie wierzcie elektrykom”, czy jeszcze jakieś okażą się godne uwagi to się zobaczy.

 

4.       Parę słów jeszcze o koncertach. Ze względów logistycznych odpada koncert Cree w Andrychowie, w jego miejsce wskoczy za to IRA i T.Love, z czego się niesamowicie cieszę. Pod znakiem zapytania stoją jeszcze występy Vavamuffin, Dżemu i Raz Dwa Trzy, tu również potrzeba czasu. Za to dwunastego października będzie mi dane zobaczyć Gordona Sumnera, znanego fanom jako Sting. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej.

kilkaslowomuzyce : :
lip 15 2017 #9 - To jest historia polskiego reggae massive!...
Komentarze: 0

Witam wszystkich bardzo serdecznie. W dzisiejszym odcinku zostanie przybliżona Państwu sylwetka jednego z najbardziej pracowitych polskich muzyków w branży. Mnogość projektów własnych, jak również tych, w których brał jedynie udział jako gość wprawia w niemały szok. Zaczynając na parkietach reggae (gdzie działa po dzień dzisiejszy) stał się legendą gatunku, poruszając w obrębie miejskiego folku przyciągnął do siebie słuchaczy z wielu muzycznych krain, pokazał talent do pisania głębokich tekstów, wypracowując niepowtarzalny styl. Styl, którego nieodłącznym elementem stała się czapka z daszkiem z wizerunkiem Kazimierza Deyny. Paweł Sołtys, znany bardziej jako Pablopavo.

 

Pierwszy raz z twórczością Pablopavo? Połowa maja 2010, trasa Kraków-Kłodzko. Przygoda ta zaczęła się utworem „Smoking” grupy Vavamuffin. Ogółem zaznaczyć w tym miejscu warto że moja miłość do twórczości Pawła rozwijała się powoli, była dosyć trudna i burzliwa. Po pierwszym zachwycie nad twórczością Vava, co trwało jakoś do wiosny 2011 (w międzyczasie Zespół wydał krążek „Mo’ better rootz”, którym jako czternastolatek się zachwycałem, a obecnie nic szczególnego w nim nie widzę, z wyłączeniem „Koronowanych głów”), udało mi się odkryć Ludzików. W początkowym okresie działalności Ludziki byli bardzo podobni podejściem do tematu do Vavamuffin (co zresztą bardzo mi odpowiadało w tamtym okresie), szczególnie mam tu na myśli debiutancką płytę „Telehon”. Zostało mi po niej trochę więcej niż po „Mo’ better rootz”, aczkolwiek na tą chwilę również nie jestem w niej zakochany w tym samym stopniu co dawniej. Została ona zadedykowana sekcji piłkarskiej Legii Warszawa, co zostało okraszone artykułem „Legia doczekała się swojej płyty”. W 2011 ukazała się płyta „10 piosenek” autorstwa Ludzików. Pomimo kilku utworów zapadających głęboko w pamięć („Wpuść mnie”, „Indziej”, „Dajcie mi spokój”, „Oddajcie kino Moskwa”), materiał jako całość nie prezentował się najlepiej jako całość, zarówno wtedy jak i dzisiaj krążek ten nie należał do moich faworytów – z tego tytułu właśnie pierwszy etap mojej miłości został zakończony. W czasach gimnazjum nie było takich wakacji, na których nie królowałby Pablopavo z Vava. W czasach początkowolicealnych gdzieś natknąłem się na czwarty album Vavamuffin „Solresol” (wydany w 2013, słuchany przeze mnie na pewno już w 2014). Wtedy nowa porcja reggae nie wywarła na mnie wrażenia. Dziś prezentuje się ona na dość solidnym poziomie, w szczególności „Radical rootsman”. Równolegle z pełną parą gnali przed siebie Ludziki. „Dancingowa piosenka miłosna” odkryła przede mną nową (nie będę ukrywał, że również ciekawszą) wersję Pawła. Z kolei słysząc pierwszy raz „Mikołaja” w okolicy połowy 2014 nie udało mi się rozpoznać głosu Pablopavo. Kolejny utwór – kolejne wcielenie, pomyślałem wtedy. Niecałe dwa lata później, dzięki wsparciu wszechwiedzącego kolegi G. otrzymałem informację o koncercie Ludzików na Kazimierzu. No to co, pasuje uderzyć? Sala ciasna okrutnie (co nie przeszkodziło zrobić nadkompletu), koncert przepiękny. Miłość odżyła. Rozwinęła się. Do Pablopavo w wersji z Vava szacunek pozostał, oczywiście, aczkolwiek nowe wcielenia muzyczne Pawła smakują mi bardziej. Prywatnie? Zawsze skory do rozmów, tak po jak i przed koncertem, nawet pomimo tego, że zdarza mu się występować cztery razy od piątku do niedzieli. Zaręczam, że nikt nie odejdzie bez autografu, uścisku dłoni, zdjęcia, czy nawet łyku piwka. Albo i całego.

 

Muzyczny rozdział w życiu Pablo rozpoczął się w 1993 roku, kiedy to założył swój pierwszy zespół, w którym pełnił rolę wokalisty oraz gitarzysty. Był członkiem wielu składów, które często zmieniały swój kształt, a na początku XXI wieku zaczął szerzej udzielać się światu w Zjednoczeniu Soundsystem, które założył z Reggaeneratorem (później wokal w Vavamuffin) oraz Krzakiem (DJ w wielu projektach sceny reggae). Po czasie Reggaeneratora zastąpił Diego, który dołączając do trio stał się motorem napędowym ekipy, która w 2011 roku przystąpiła do pracy nad swoim debiutem. Trwała ona cztery lata, a jej owocem zostało „Inity”. W numerze „International” Pablo nawinął zwrotkę po włosku i po rosyjsku, Diego z kolei wykazał się znajomością języka francuskiego. „To dla tych” jest swoistym hołdem dla Marcina „Gorga” Krasowskiego, oraz dedykacją dla wszystkich fanatyków Zespołu i muzyki w wydaniu soundsystemowym. „Don don don” to streszczenie całego dorobku kapeli, zamknięte w trzech minutach i dwudziestu sześciu sekundach. Zjednoczenie ogólnie rzecz ujmując jest projektem o nieregularnej aktywności, lecz w twórczości Pawła stało się pierwszym ważnym punktem, który wypada odnotować.

 

Pierwszą formacją Pawła z Warszawy, w której zdołał on wypłynąć na szerokie wody było oczywiście Vavamuffin. Z początkiem 2003 roku skład ten zaczął się formować, w tym samym roku powstał m.in. utwór „Sekta”. Kiedy już materiał na debiut został ukończony, a Vava wyszło z płytą „Vabang!” powrót muzyki reggae na salony stał się faktem. Śmiem twierdzić, że całe polskie pokolenie Y zna takie utwory jak „Bless” (niesłusznie i błędnie nazywany „Malinową mambą”), czy „Jah jest prezydentem”. Rok 2005 bezsprzecznie należał do nich. W plebiscycie branżowego magazynu „Free colours” Zespół zgarnął szereg wyróżnień, takich jak „Najlepszy polski wykonawca 2005 roku”, czy „Najlepszy debiut płytowy”. Cztery piosenki z „Vabang!” zostały umieszczone w TOP6 za rok 2005 (2. „Bless”, 3. „Jah jest prezydentem”, 4. „Sekta”, 6. „Chwilunia”). Jeżeli chodzi o moje prywatne odczucia, jako dwa wybijające się utwory wybrałbym „Paramonova” (cover utworu Transmisji, gdzie w połowie lat 90. śpiewał Gorg, jeden z trzech nawijaczy w Vava – zarówno w oryginale jak i w coverze właśnie Don Gorgone jest odpowiedzialny za wokale) i „I give you one love”, gdzie wyróżnikiem jest sekcja rytmiczna. Po dwóch latach intensywnego koncertowania nadszedł czas na następcę udanego debiutu. „Inadibusu” – bo tak nazywa się druga płyta kapeli – jest najbardziej udanym krążkiem w dyskografii warszawiaków. Tekstowo? Ciężko przywołać z pamięci drugi album, który poruszałby aż tyle ważnych i różnych kwestii. Przykłady? Ułomność polskiego prawa („Equal rights”, „Prawda policyjna”), problem dopingu w sporcie na przykładzie lekkoatletyki („Recharge”), problem głodu na świecie („Poor people”), opowieść o historii reggae w kraju nad Wisłą („Poland story”), sprzeciw wobec obojętności i podłości („Rub rumor”), oddanie hołdu kobietom („Baaba”), krytyka polskiej sceny muzycznej („Hooligan rootz”, „Supamolly”). No i oczywiście teksty o dobrej zabawie („Oriento”, „Natasha from Rush’yah”, „Vavamuffin on the road”). Muzycznie? Stały, bardzo wysoki poziom. O trzeciej i czwartej płycie już zostało powiedziane, więc przejdźmy do piątki. „V” miała swoją premierę na jesieni 2016 roku. W tym miejscu należy wspomnieć, że część fanów Vavy stwierdza, iż pierwsze dwie płyty zaliczyć można do „starego Vavamuffin”, a reszta to już nie to samo. Po części prawda (pierwsze dwie płyty jakieś trzy półki wyżej od pozostałych). Ale chłopaki jeszcze potrafią, zdecydowanie. Singlem promocyjnym został kawałek „Ferajna”. Niezły, aczkolwiek przy chociażby „Hooligan rootz”, czy „Radio Vavamuffin” blednie mocno. Dwa utwory, które zostały po „V”? „Zostań tu” i „Tatuaż” (zagrany przed koncertem Korteza w NCK, to się nazywa przekraczanie granic, brawo!). Czternaście lat twórczości to niedużo. Pawłowi wystarczyło, by móc stawiać przed Jego ksywą słowo „legendarny”.

 

Po bardzo udanej „Inadibusu”, w roku 2008 Paweł Sołtys zaczął rozmyślać nad tym, co by tu zrobić, by stać się jeszcze lepszym. Powstał wtedy singel „Zykamu/Dola selektora”, klimatem nawiązujący do najlepszego raggamuffin prezentowanego w tamtym czasie przez Vavę. Pokłosiem miała być solowa płyta Pablo, ale zachodziły opóźnienia. Więc najpierw wyszedł singel „Telehon”, a potem cała płyta pod tym samym tytułem. Zespół Pablopavo i Ludziki zawiązał się z początkiem 2008, płyta ukazała się we wrześniu 2009. „Telehon” cechowała spójność i różnorodność – spójność w pomyśle na płytę reggae’ową zabarwioną rapem („Telehon”), różnorodność w użytych instrumentach (akordeon Radka Polakowskiego w „Do stu”, gitara akustyczna Raffiego Kazana w „Jurku Mchu”). Kwestie poruszone na płycie? Senne wizje („Telehon”), nieszczęśliwa miłość („Z fartem dziewczyna”), tragiczna śmierć („Warszawa wschodnia”), przestępstwo popełnione przez nieletniego („C.S.I. Stegny”), problemy z prawem („Jurek Mech”), krytyka internetowych napinaczy („Ale ale”), nocne życie w stolicy Polski („Nomada”). Kontynuacją obranej drogi było „10 piosenek”, choć podkreślić należy że jest to płyta zdecydowanie bardziej innowacyjna. Różnorodność w tym wypadku została przechylona w stronę spokojniejszych gitarowych dźwięków (romantyczne „Wpuść mnie”, „Dajcie mi spokój” z genialną melodiką Radka, „Ballada o Okrzei” ku pamięci działacza ruchu robotniczego straconego w 1905 roku), choć można usłyszeć dobrze zmiksowany bit oraz piękny duet Pablopavo i Mariki w kawałku „Złoto”. Co, jak i dlaczego stało się na przestrzeni lat 2011-2013 jest sprawą dość zagadkową. Po dwóch i pół roku ciszy ze strony Ludzików 10 grudnia 2013 światło dzienne ujrzała „Dancingowa piosenka miłosna”. Potem zmieniło się wszystko. „Dancingowa” promowała album „Polor”, który ukazał się w styczniu 2014 roku. W utworze dominującą rolę odgrywa gitara, za którą chwycił sam Paweł (co pozostało mu z początków działania jeszcze w latach 90.). Inność w stosunku do dotychczasowej twórczości oraz piękna linia melodyczna sprawiła, że „Dancingowa” dotarła 7 lutego 2014 do 4. miejsca Listy Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia. W „Polorze” jak zawsze u Ludzików – spójność w koncepcji spokojnej, melodycznej płyty („Dancingowa”, „Patrz jak się stara wiatr”, czy „Wenecja” z wokalnym udziałem Ani Iwanek w refrenie), różnorodność w przemycaniu klimatów z rozmaitych stron („Bulaj” mógłby wpasować się idealnie w „Inadibusu”!). Kolejnymi singlami z płyty stały się kolejno „Mikołaj” (przejmująca historia o człowieku, który się stoczył z przepiękną melodią napisaną przez Pablo i Olka „Mothashippa” Molaka, niegdyś klawiszowca Vavy, teraz producenta muzycznego i bliskiego współpracownika Pawła) oraz „Krzysiek” (opowieść o pewnym wariacie z Mokotowa okraszona pięknym refrenem Earla Jacoba, drugiego wokalisty i tekściarza Ludzików, niejako wychowanka Pablopavo, z którym udzielał się m.in. w Zjednoczeniu Sonudsystem czy na swojej solowej płycie zatytułowanej „Warto rozrabiać” wydanej w listopadzie 2013). Niestety, im utwór bardziej wartościowy, tym w mniejszym stopniu przebija się do świadomości przeciętnego słuchacza. Poza kawałkami, które już zdążyłem wymienić, na odrębne słowo zasługują „Koty” – z tekstem o pierwszej randce kwietniową porą. W moim odczuciu trochę zaprzepaszczona szansa na dobry singel. Porusza również tekst w „Nemeczku” – historia o Marcinie, studencie, który popełnił samobójstwo. „Polor” był trampoliną do szerszego sukcesu Ludzików – w 2014 roku Pablito otrzymał Paszport „Polityki” za „piosenki łączące podwórkową lokalność ze światowością brzmienia i poetycką głębią”. By odnaleźć natchnienie i ponownie zdemolować scenę alternatywną w Polsce Zespół ruszył w 2016 roku w Bieszczady. Pierwszym efektem wytężonej pracy na odludziu był utwór „Wszystkie neony” z gościnnym udziałem Patryka Kraśniewskiego (zastąpił on Mothashippa na stanowisku klawiszowca Vavamuffin). Ludziki w 2016 zostały zaproszone przez stację telewizyjną HBO do skomponowania kawałka promującego ich najnowszy serial „Pakt”. Owocem tej współpracy został kawałek „Nie wiesz nic”. Oba wymienione wyżej kawałki znalazły się na czwartym albumie kapeli o tytule „Ladinola”. Płyta jest promowana przez single „Ostatni dzień sierpnia” i „Blask”. Jest ona utrzymana w klimacie znanym fanom Ludzików z „Poloru” (czy nawet niektórych numerów „10 piosenek”), jednakże tak wysoko zawieszonej poprzeczki nie była w stanie przeskoczyć. Dominacja utworów powolnych i nieco melancholijnych („Dom dobry”, „Znałem faceta”, „Jak człowiek ze snu”, „Jestem”), a dla kontrastu odrobina zabawy ze starych, dobrych czasów („Major”). Ciekawostką jest fakt dotyczący kompozycji „Toledo” – w dyskusji międzyludzikowej żaden z członków Zespołu nie poparł pomysłu, żeby „Toledo” zostało singlem, zaś w niedawnym głosowaniu fanów na piosenkę, która ma zostać trzecim singlem z płyty wygrało… „Toledo”. Osobiście jestem zdania, że na ciepłe słowo zasługuje „Zguba” z udziałem Oli Bilińskiej w refrenie i piękną gitarą Raffiego. Podsumowując, Ludziki stały się składem idealnie skrojonym pod to, aby Paweł w pełni mógł pokazać swoją poetycką moc w tekstach.

 

Każdemu muzykowi, który nie wybija się ponad przeciętność, obecność w trzech składach wystarczałaby w zupełności. Tym co bardziej leniwym gdyby byli w trzech zespołach przeszkadzałoby istnienie co najmniej w dwóch. Jednak dla Pawła trzy zespoły prowadzone w sposób ciągły i stały (z tym zastrzeżeniem, że Zjednoczenie rzadko produkuje się na koncertach) to zdecydowanie zbyt mało by móc mówić o artystycznym spełnieniu. Po tym jak światło dzienne ujrzało „10 piosenek” (znamienne, że w repertuarze koncertowym z tego krążka zostało wyłącznie „Indziej”…) Pablopavo nawiązał współpracę z Praczasem (Rafałem Kołacińskim, multiinstrumentalistą, członkiem i współzałożycielem zespołów Village Kolektiv i Masala, autorem muzyki do serialu „Boso przez świat” z Wojciechem Cejrowskim w roli głównej, menedżerem Lao Che). Wypowiedział się on o współpracy z Praczim, że to najbardziej zwariowana płyta, jaką popełnił, ponadto z takim materiałem jeszcze nie miał przyjemności się mierzyć. „Głodne kawałki” miały swoją premierę pod koniec listopada 2011 roku. Podział pracy wyglądał następująco: napisanie muzyki było zadaniem Praczasa, za teksty odpowiedzialny był Pablo. Jak to bywa na solowych albumach, ciężko jest je wypełnić wyłącznie tym artystom, którzy sygnują krążek swoim nazwiskiem. Dlatego też w prace zaangażowana została sekcja dęta („Dziw”, „Nie ma roboty”, „Szpilki”, „Kupuj”, „Magnez i wapń”), żona Praczasa (śpiew w „Stówie” i „Zadzwonię i powiem”) były gitarzysta Lao Che Jakub „Krojc” Pokorski („Głodne kawałki”),  znany z występów w Ludzikach Radek Polakowski (melodika w „Byleby”, skrzypce w „Kupuj” i akordeon i skrzypce w „Karawanach”), czy Spięty, na co dzień wokalista Lao Che (refren w „Stówie” – dzięki współpracy Huberta i Pawła jest to utwór dla mnie wielce szczególny). Czego dotyczą teksty na „Głodnych kawałkach”? Można odnaleźć wyraz sprzeciwu wobec agresywnego marketingu („Kupuj”), biznesmena, który został oszukany przez kobietę („Szpilki”), poruszony problem bezrobocia wśród ludzi młodych („Nie ma roboty”), historię pary studentów, której finał zdaje się być uderzająco podobny do „C.S.I. Stegny” („Boczna”), próbę wcielenia się w stuzłotowy banknot („Stówa”), czy opowieść o opowiadaniu od czasów prehistorycznych do drugiej dekady XXI wieku („Technika gęby” z genialnym bitem Praczasa). Na krążku w znakomitej większości odnaleźć można elektroniczne klimaty, jednakże można spotkać się też z ukłonem w stronę Ludzików („Boczna”). Dęciaki należy zdecydowanie pochwalić za „Dziw”, Pracziego za bity do „Głodnych kawałków” i „Karawan”. Wśród recenzentów i krytyków album nie znalazł uznania, fani Pawła również się nie popisali – płyta nie była notowana na Oficjalnej Liście Sprzedaży. A ja tam jestem pewien, że przyszła nowa jakość. Jeśli już przy jakości jesteśmy, kolejny jej objaw w wykonaniu Pablo entuzjaści jego dokonań mogli usłyszeć w październiku 2014. Druga płyta, którą można uznać za solowy materiał Artysty nosiła tytuł „Tylko”. Pablopavo połączył siły ze swoim starym znajomym z Vavamuffin – Mothashippem, który ujawnił się na płycie jako kompozytor („Sobota”, „Carlos”, „Generał”) choć niektóre piosenki są w całości autorstwa Pawła („Ośmiu”, „Mistrzu”, czy „Kołysanka” wspaniale zagrana przez Ludziki na koncercie z cyklu Made in Polska w grudniu 2015 roku). Singlami promującymi album „Tylko” były utwory „Sobota” i „Carlos”. W moim skromnym odczuciu „Tylko” to rzecz dosyć nierówna – wspaniała „Sobota” (która zagościła na stałe w repertuarze Ludzików) i „Ośmiu” obok przeciętnego „Carlosa” i nijakiego „Generała”. Tematyka tekstów? Cierpienia przed śmiercią w szpitalnej sali („Mistrzu”), grupka bezdomnych bez schronienia w zimie („Generał”), utwór poświęcony Markowi Nowakowskiemu, zmarłemu w maju 2014 roku pisarzowi („Sobota”), historia boksera, który się stoczył i zginął w bójce pod barem („Ośmiu”), kolejny raz po „Nie ma roboty” pojawia się temat bezrobocia („Toczenie”). Płyta przypadła do gustu dziennikarzom muzycznym – za 2014 rok w plebiscytach Gazety Wyborczej oraz T-Mobile Music na najlepszą polską płytę „Tylko” zajęło odpowiednio szóste i drugie miejsce. Jest moc, po raz kolejny Pablopavo zyskał uznanie. W kolejnym roku, po premierze „Inity” Zjednoczenia Soundsystem o Pawła z warszawskiej Pragi upomniał się najwszechstronniejszy z wszechstronnych – Praczas. W drugiej części współpracy duet przeistoczył się w trio – Pablo zaproponował Rafałowi komitywę z Anią Iwanek, z którą poznał się jeszcze w czasach soundsystemowych (Iwanek należała do składu 6T’s Club), ponieważ według niego do projektu potrzebny był ktoś, kto umie śpiewać. Pod koniec 2015 roku wydany został „Wir”. Warto odnotować, że Panowie przyjęli trzy założenia przy pracy nad tym albumem. Po pierwsze – jak najmniej perkusji, w celu osiągnięcia nowego, odmiennego efektu końcowego, po drugie – jak najmniej opowieści inspirowanych szarą codziennością, po trzecie – ani słowa o Warszawie. I trzeba przyznać, że założenia spełniają się w stu procentach. Największym wyzwaniem dla Ani jak sama mówi było śpiewanie polskich tekstów (za które odpowiada oczywiście Pablopavo). Tekstowo przeważają romantyczne historie kochanków rozpisane na dwa głosy. Singlem promującym krążek został „Październikowy facet”. Ze smutkiem trzeba przyznać, że to dopiero drugi utwór w przebogatej kolekcji Pablito, który dotarł do szerszej publiczności. Efektem przetarcia tych szlaków było dwunaste miejsce na Liście Przebojów Programu Trzeciego. Jeżeli chodzi o mojego faworyta, postawiłbym na „Nasz wir” ze względu na rajcującą melodię. W tekstach zdecydowanie wygrywa „Październikowy…”. Reakcje speców od muzyki były dość pozytywne, momentami do tego stopnia, że „Wirem” zajmowała się prasa koncentrująca się głównie na rocku („Gitarzysta”), jednakże promocja płyty była bardzo marna (łącznie zaledwie cztery koncerty w całej Polsce, odwołany występ m.in. w Krakowie). Szkoda, bo ta odsłona Pawła jest jedną z bardziej oryginalnych. Powiedział on o „Wirze”, że to najbardziej awangardowy i popowy zarazem materiał, nad jakim kiedykolwiek pracował. Praczi z kolei zaprosił Pablopavo do kolejnego dzieła, które ma przyjść na świat w 2018 roku. Obydwaj mówią, że nie lubią się powtarzać – znowu będzie demolka na polskiej scenie, to lubię!

 

Paweł z warszawskiej Pragi-Południe jest nienasycony, to już sprawa wiadoma. Przez kilkanaście swojej aktywności na polskiej scenie muzycznej swoją moc przelewał na wiele projektów, kolaboracji, duetów i tym podobnych. Razem z Vavamuffin nagrał utwór „Nigdy” (poruszająca historia bestialskiego morderstwa na młodym człowieku) na składankę „Far away from Jamaica” dedykowaną Sławomirowi „Merlinowi” Gołaszewskiemu. Kilka z gościnnych występów Pabla dokonało się razem z Reggaeneratorem (występ obu Panów jako Zjednoczenie Soundsystem na składance „Polski ogień” w numerze „Gyal na medal” – opowieści o straconej młodości i niechcianej ciąży, połączenie sił z Jarosławem „Sidneyem” Polakiem w utworze „Przemijamy”, którego tekst należy do Pablopavo). Parę działań zostało podjętych również z raperami. Na albumie „Klucz” w utworze „Projekt negatyw” można usłyszeć Pawła razem z Hemp Gru, w „Raptownych realiach” działa on z O.S.T.R., Kwasem, Mercedresem, i Fu. Zaowocowała zwłaszcza sztama z tym ostatnim – co słychać w numerze „Perspektywy” (tercet wraz z Olsenem). Pablito śpiewał również z Anią Rusowicz (wtedy jeszcze w zespole Dezire) w utworze „Niecny uczynek cielesny”. Kolejną kobietą, z którą Pawełek stworzył duet była Marika (a licząc Kamerala, będącego selektorem to jednak tercet) – kawałek „Blanta na melanż” idealnie prezentuje pełnię mocy włożonej w tą kompozycję. Po wydaniu „Vabang!” o Naszym dzisiejszym bohaterze w świecie trzech kolorów zaczęło się robić bardzo głośno. Pierwszymi zawodnikami, którzy zgłosili się po Pablopavo był soundsystem Dreadsquad. A że miał Paweł doświadczenie w zabawie dźwiękiem, to wyszły z tego dwie rzeczy: „Ragga dynamit” i „Mistrzowie mikrofonu”. Za obie ukłony, oczywiście. Kolejna kapela, bardzo uznana, która zauważyła Sołtysa to częstochowski Habakuk. Do nawinięcia swojej zwrotki w „Familijnej komitywie” zaproszony został też m.in. Krzysztof Fląt, znany światu także jako Reggaenerator. W następnym spotkaniu przed mikrofonem, o którym warto wspomnieć zobaczyli się dwaj muzycy o wielkiej sile przebicia – Paweł S. oraz Dariusz „Maleo” Malejonek (Izrael, Armia, Moskwa, 2Tm2,3, Houk). Ich wspólne dzieło to „Trzecia od słońca” (gdzie Pablo oddał „elementarny szacunek” zespołowi Maleo Reggae Rockers), a utwór „Reggaemova” wzbogacił swoim udziałem po raz kolejny niezawodny w każdym calu Reggaenerator. Bardzo ciekawa kooperacja w rozległej liście pablopavowych projektów miała miejsce z zespołem Kadubra. W tekście „Roots & culture” po raz pierwszy i jedyny można odnotować inspirację innym sportem niż piłka nożna, a konkretnie skokami narciarskimi („chcę olewać grawitację jak Kazuyoshi Funaki, chcę szybować jak Primoz Peterka”, wymienieni zostali również Matti Hautamaeki , Adam Małysz, Wojciech Fortuna i Primoz Ulaga). Piękny pierwiastek żeński dodaje Maniana, która swego czasu udzielała się w Zjednoczeniu. Jeśli już jesteśmy przy tym składzie, należy powiedzieć, że pod tym szyldem swoje pierwsze kroki stawiał Earl Jacob (pod czujnym okiem Pawła), we dwóch zaśpiewali w kawałku „Serce frajer” (tekst opowiada o wyższości rozumu nad sercem), a na koncertach promujących krążek „Warto rozrabiać” Pablo niejednokrotnie wspomagał Kubę w „Stój głuptasie!”. Występując na żywo Pablopavo dzielił scenę z takimi wykonawcami jak Ras Luta czy Junior Stress (zwany także „najmłodszym weteranem”, ze względu na bardzo bogate dokonania w wieku trzydziestu jeden lat). Razem z zespołem Village Kolektiv i Miguelem Czachowskim (gitarzystą współpracującym m.in. z Pawłem Kukizem, Leszkiem Możdżerem, czy Blue Cafe) nagrał utwór „Ktoby” – była to pierwsza kompozycja, nad którą pracował do spółki z Praczasem. Momentami miał również romans z jazzem (choć wpływy innych gatunków były tam niemałe) – udzielając się w utworze „Bauagan” Bauaganu Mistrzów. Pozostając przy tematyce jazzu, następny utwór o którym wypada coś napisać to „Tęskny jazz o podziemiu”. Jest to polskojęzyczny cover utworu „Subterranean homesick blues” Boba Dylana, który został popełniony przez zespół dylan.pl – w kooperacji z Pablito. Do wspólnego wykonania numeru „Szum” zaprosił Pawła Piotr „Kacezet” Kozieradzki, a efekt końcowy można obadać na płycie „Dziennik kapitana cz. 1”. Bardzo ciekawą (i moją ulubioną zarazem z gościnnych Pablo) piosenką jest „Urke” (nie mylić z kawałkiem Wilków!) grupy Klezmafour, gdzie Pablopavo opowiada historię bez happy endu o żydowskim chłopcu, wszystko to owiane klezmerskim klimatem, stworzonym przez instrumentalistów. Kolejna tragedia opowiedziana przez naszego dzielnego śpiewaka to ta o śmierci Jolanty Brzeskiej, działaczki ruchu lokatorskiego, która została uwieczniona pod tytułem „To jest piosenka o różnych rzeczach” (rzecz zagrana wspólnie z Ludzikami, jednakże pod szyldem swoim własnym). Hołd Kazimierzowi Deynie oddał Paweł nie tylko poprzez czapkę z jego wizerunkiem – wraz z zespołem Jordan nagrał piosenkę „Legenda Deyny” (bardzo krótką, acz treściwą). Z Damianem Syjonfamem, jednym z młodych zawodników na soundsystemowej scenie wystąpił w utworze „Etykiety”. Pablo również działał jako dziennikarz stacji Roxy FM (audycja „Tramwaj z Pragi”) oraz jako publicysta i felietonista.

 

Jako podsumowanie zgodnie z nową świecką tradycją moje prywatne TOP10 w wykonaniu Pablopavo – pod uwagę zostały wzięte wszystkie składy stałe, jak również występy gościnne.

 

10. Telehon (Ludziki, 2009)
9. Krzysiek (Ludziki, 2014)
8. Boczna (duet z Praczasem, 2011)
7. Oriento (Vavamuffin, 2007)
6. Ośmiu (solo na „Tylko”, 2014)
5. Roots & culture (gościnnie z Kadubrą, 2005)
4. Koronowane głowy (Vavamuffin, 2010)
3. Radical rootsman (Vavamuffin, 2013)
2. Urke (gościnnie z Klezmafour, 2012)
1. Mikołaj (Ludziki, 2014)

 

OGŁOSZENIA:

 

1.       Nie tak dawno temu w kalendarzu mieliśmy trzeci lipca. Tego dnia minęło 46 lat od śmierci „Króla Jaszczurów”, Jima Morrisona. „…and I’m gonna love you, till the heavens stop the rain”.

 

2.       Niezwykle przyjemnie jest zakomunikować, że dnia 25 lipca bieżącego roku będę miał okazję uczestniczyć w koncercie Red Hot Chili Peppers. Daleko mi do bycia fanatykiem Papryczek (a i oceny ich koncertów są dość mieszane), jednakże takiej gwiazdy przepuścić nie wypada, do tego w rodzinnym mieście. Ich najnowszy album, „The Getaway”, odsłuchałem jedynie po części, więc trzeba nadrobić. Choć póki co bardzo dobry jest „Go robot” z tej płyty, zobaczymy jak dalej.

 

 

3.       Na sam koniec bardzo gorąco chciałbym polecić pierwszy album zespołu Piersi pod tym samym tytułem (z czasów kiedy Kukiz był jeszcze poważnym muzykiem, zamiast niepoważnym pajacem). Prześmiewcze teksty i energetyczne instrumenty to jest to! „Lombardino”, „W Poroninie”, „Silesian song”, czy „Idą chłopcy” są klasą same dla siebie, warto.

kilkaslowomuzyce : :