Komentarze: 0
Witam z powrotem. W klimacie okołometalowym obracam się od wielu lat, więc pozwolę się w nim jeszcze trochę zatrzymać. Tym razem odwiedzę naszych zachodnich sąsiadów, a zespół o którym będzie mowa jest unikatowy na skalę świata. Czy już wiadomo? Ja? Nein? Rammstein!
Dawno, dawno temu był taki czas, gdy mówiono: On i niemiecka muzyka? Niemożliwe! Jednakże na początku czasów licealnych nadeszła zmiana. I za tą zmianę należą się podziękowania Pani F. (bo czasami zdarza się tak, że nauczyciel nie jest skończonym chujem). Co prawda z Rammsteinem styczność odbyła się wcześniej (konkretnie w roku 2004), ale to właśnie w sezonie 2012/13 odbywały się pierwsze przymiarki do bliższego zapoznania się z niemiecką sceną muzyczną. Fascynacja rosła i rosła (m.in. Die Toten Hosen i Böhse Onkelz), a jej szczytowy okres przypadł na sierpień zeszłego roku – wtedy to właśnie Rammstein zawitał do Polski, a ja na ich koncert wrocławski.
Początki kapeli wywodzącej się z dawnego NRD datuje się na rok 1994. W tym czasie pierwsze kroki w świecie muzyki stawiał Richard Kruspe (gitara), jednakże szukał on nowych rozwiązań. Wraz z Olivierem Riedlem (bas) i Christophem Schneiderem (perkusja) zaczął pracę nad nowym projektem. Kruspe udało się zwerbować do grupy Tilla Lindemanna (wokal), pomimo jego początkowej niechęci do współpracy. W czteroosobowym składzie Zespół wystąpił na berlińskim przeglądzie dla amatorskich kapel, który udało mu się wygrać. Po tym sukcesie skład grupy uzupełnili Paul Landers (gitara) oraz Christian „Flake” Lorenz (klawisze). Jeszcze słówko co do nazewnictwa – nazwa kapeli wywodzi się od miasteczka Ramstein, gdzie miała miejsce w 1988 roku katastrofa lotnicza (stała się ona przewodnim motywem utworu „Rammstein”), a druga litera „m” została użyta w wyniku niewiedzy.
Na początku 1995 roku kapela zaczęła przymierzać się do płytowego debiutu. I już pierwszy krążek – zatytułowany „Herzeleid” – wzbudził wiele kontrowersji – zdjęcie muzyków na okładce miało stanowić wzór aryjczyków (pomijając taką oczywistość jak odmienny od pożądanego kolor włosów połowy Zespołu) według nazistowskiej organizacji „Kraft durch Freude”. Całość płyty jeśli chodzi o teksty stanowi album koncepcyjny (za wyjątkiem „Rammstein” i „Laichzeit”, którego tematem jest kazirodztwo), a tematem są problemy miłosne doświadczane przez Zespół. Singlami promującymi stały się „Du riechst so gut” i „Seemann” (przepiękna ballada, podczas wykonywania której na żywo jeden z muzyków wsiada na ponton i jest niesiony na nim przez publikę, zwykle jest to Flake, jeden z moich faworytów w całej twórczości R+). Jeśli chodzi o moich ulubieńców, wskazać muszę „Wollt ihr das Bett in Flammen sehen?” (za ogromną siłę w riffie), „Seemann” z powdów wyżej wymienionych, oraz Laichzeit za nieokiełznane wariactwo Flake’a. Popularność grupy wzrosła znacząco, gdy Trent Reznor, wokalista zespołu Nine Inch Nails postanowił wykorzystać „Heirate mich” i „Rammstein” w filmie „Zagubiona autostrada” w reżyserii Davida Lyncha. „Heirate mich”, wraz z „Wollt ihr das Bett…” użyto też w serialu „Space ghost coast to coast”. Dziesięć lat po wydaniu krążka czasopismo „Rock Hard” umieściło „Herzeleid” na 303. miejscu w rankingu najlepszych rockowych oraz metalowych płyt wszechczasów.
Pod koniec 1996 roku muzycy weszli do studia w celu nagrania drugiego albumu. Zwiastunem nadchodzącej płyty stał się singel „Engel”. Sprzedał się on w ponad 250.000. kopii, co pozwoliło mu pokryć się złotem jako pierwszemu w karierze Zespołu. „Sehnsucht” była przełomem w karierze Rammsteina do tego stopnia, że do dzisiaj jest to jedyny niemieckojęzyczny album, który uzyskał status platynowej płyty w USA. Głównym powodem takiego obrotu spraw był utwór „Du hast”, charakteryzujący się humorystyczną zabawą słowem, bowiem sformułowania „Ty masz” i „Ty nienawidzisz” („Du hasst”) brzmią w języku niemieckim identycznie. Refren „Du hast” również ma humorystyczne zabarwienie – na pytanie zawarte w przysiędze małżeńskiej odpowiedź brzmi „nie”. Ciekawostką może być fakt, że na początku polskiego wydania płyty Lindemann wita się z fanami w naszym języku. Promocyjnie również nie było źle – krążek zdobył szczyt notowań w Niemczech w dwa tygodnie, a w trakcie trasy Zespół występował z takimi tuzami jak Limp Bizkit, Korn, Danzig czy Nina Hagen. Klimatem „Sehnsucht” jest mocno zbliżona do „Herzeleid”, również mamy balladę (w tej roli utwór „Klavier”), piorunujący początek („Sehnsucht”), problem kazirodztwa („Tier”), przemocy („Bestrafe mich”), zazdrości („Eifersucht”) i seksualnych perwersji („Küss mich”, „Bück dich”). „Klavier” i „Sehnsucht” zaliczają się do kategorii „moich” kawałków.
W końcówce lat dziewięćdziesiątych miały miejsce dwie kontrowersje, które są godne odnotowania i poświęcenia uwagi. W 1998 roku ujrzała światło dzienne nowa wersja kompozycji „Stripped” (za jej oryginał odpowiada Depeche Mode). Jednakże, w związku z teledyskiem do „Stripped” Zespół został ponownie oskarżony o szerzenie nazistowskiej ideologii, a przyczynkiem do ataku na Rammstein było użycie fragmentów propagandowego filmu dokumentalnego „Olimpiada”, obrazującego letnie igrzyska olimpijskie w Berlinie z 1936 roku. W tym samym roku miała też miejsce ciekawa akcja w Stanach (podczas trasy poświęconej „Sehnsucht” R+ docierają za ocean po raz pierwszy). Po jednym z koncertów Till i Flake zostali aresztowani na dwadzieścia cztery godziny za symulowanie stosunku na oczach publiki.
Na początku dwudziestego pierwszego wieku, w 2001 roku swoją premierę miał album „Mutter”, na którym słychać dość wyraźną zmianę stylistyki względem pierwszych dwóch płyt. Bardzo jaskrawym przykładem jest obecność kwartetu smyczkowego w „Mein Herz brennt”. Krążek promowało aż sześć singli („Sonne”, „Links 2-3-4”, „Ich will”, „Mutter” „Feuer frei!”, „Mein Herz brennt“), a jeśli chodzi o tematykę, to też jest dosyć różnorodna. Mamy tam tekst o narkotykach („Adios”), dziecku, które przypadkowo zostało pogrzebane żywcem („Spieluhr”), pedofilii w kościele („Hallelujah”, bonus w wersji japońskiej), perwersji („Rein Raus”), czy poglądach politycznych („Links 2-3-4”). „Links” jest dosadną odpowiedzią kapeli na zarzuty o propagowanie nazizmu, jak się okazało skuteczną – w późniejszych latach takie oskarżenia nie miały miejsca. W rankingu „Rock Hard”, opublikowanym w 2005 roku album „Mutter” zajął 324. miejsce.
Rok dwutysięczny czwarty przyniósł ze sobą płytę, której moim skromnym zdaniem nie może się równać żadna inna produkcja Zespołu. Mowa w tym miejscu jest o „Reise, Reise”, dzięki któremu Rammstein stał się największym niemieckojęzycznym zespołem w historii muzyki. Można odnaleźć na nim takie instrumenty jak: obój, mandolina czy akordeon. „Reise, Reise” było promowane przez cztery utwory („Mein Teil” opowiadający historię kanibala z Rothenburga, „Amerika” traktująca o globalizacji i wyśmiewająca zachodnią kulturę, „Ohne dich”, mające pierwotnie pojawić się na „Mutter”, poruszające temat rozstania i „Keine Lust” mówiące o braku motywacji). Odszukać można też inspirację poezją Goethego (adaptacja „Króla Olch” w piosence „Dalai Lama”), zespołem Depeche Mode (który natchnął kapelę przy „Los”), głos kobiecy (Viktoria Fersh z t.A.T.u. udzielająca się w refrenie „Moskau”, śpiewanym częściowo po rosyjsku). Ogólną inspiracją do stworzenia tego dzieła była katastrofa samolotu linii Japan Airlines z roku 1985, która pochłonęła 520 ofiar.
Jako, że fani Rammsteina przyjęli „Reise, Reise” bardzo ciepło, Zespół myślał o sequelu. I rok później wymyślił. Pierwotnie tytuł piątej płyty R+ miał brzmieć „Reise, Reise vol. 2”, jednakże tak się nie stało. Pomimo tego, że „Rosenrot” nie jest drugą częścią „Reise, Reise”, znajdują się na nim utwory, które miały zostać dołączone do poprzedniego albumu („Rosenrot”, „Wo bist du?”, „Mann gegen Mann”). Stylistycznie również można zauważyć wiele podobieństw – aranżacje orkiestrowe są na porządku dziennym. Płyta była promowana przez trzy single: „Benzin” (opowieść o osobliwym uzależnieniu), „Rosenrot” (druga i jak dotąd ostatnia inspiracja twórczością Goethego), i „Mann gegen Mann” (rzecz dotycząca homoseksualizmu). Z pozostałych tematów, które omawia „Rosenrot”, wymienić można samobójstwo („Spring”), drugą wojnę w Zatoce Perskiej („Zerstören”, komentarz Flake’a: „George Bush jest jak dziecko, które chce wszystko zniszczyć”), oraz wpływy poezji Fryderyka Schillera („Feuer und Wasser”). „Te quiero, puta!” jest dedykowane meksykańskim (utwór w całości po hiszpańsku), a „Ein Lied” wszystkim fanom kapeli. Jeśli chodzi o moich faworytów, to odnalazłem w „Rosenrot” dla siebie dwie balladowe pozycje. Pierwszą z nich jest „Wo bist du?”, opowiadająca o miłości, rozstaniu i związanej z tym samotności, drugą zaś „Stirb nicht vor mir”, mówiąca w zasadzie o tym samym, lecz połowicznie po angielsku, co jest zasługą Sharleen Spiteri ze szkockiej grupy Texas.
Na następcę „Rosenrot” przyszło fanom brutalnego grania w brutalnym języku czekać cztery lata. W 2009 roku światło dzienne ujrzał album „Liebe ist für alle da”. Płyta okazała się być najbardziej kontrowersyjną w dotychczasowym dorobku grupy – do tego stopnia, że niemiecka organizacja rządowa wpisała ją na listę materiałów nieodpowiednich dla nieletnich, z kolei teledyski do singlów „Pussy” (który stał się krótkim filmem pornograficznym) i „Ich tu dir weh” (gdzie wiele scen zostało poświęcone sadomasochizmowi) zostały umieszczone wyłącznie na portalach dla dorosłych. W warstwie instrumentalnej materiał jest cięższy niż na dwóch poprzednich płytach (wyjątki od reguły stanowią balladowe„Roter Sand”, „Frühling in Paris”, gdzie Lindemann śpiewa kawałek tekstu „Non, je ne regrette rien” z repertuaru Edith Piaf, oraz „Haifisch” inspirowany „Pieśnią o Mackiem Majchrze” z „Dreigroschenoper” Bertolta Brechta). Chwilę uwagi chciałbym poświęcić piosence „Wiener Blut” – tekst utworu opowiada o Josefie Fritzlu, który więził swoją córkę w piwnicy przez dwadzieścia cztery lata i powił z nią siedmioro dzieci.
Powoli kończąc historię Niemców ze Wschodu pragnę przytoczyć dwie ciekawostki. 19 lutego 2006 roku asteroidzie o numerze 110393 została przyznana nazwa „Rammstein” („swoją” asteroidę posiada również m.in. Anna German). W 2010 roku natomiast R+ powrócił po ponad dziesięciu latach do Stanów – na nowojorski koncert bilety skończyły się po niecałych dwudziestu minutach od rozpoczęcia sprzedaży.
Jeżeli chodzi o moje osobiste TOP10, prezentuje się to następująco:
10. Laichzeit
9. Moskau
8. Klavier
7. Wo bist du?
6. Hallelujah
5. Amerika
4. Wollt Ihr das Bett in Flammen sehen?
3. Frühling in Paris
2. Seemann
1. Stirb nicht vor mir
OGŁOSZENIA:
Stało się sporo, aczkolwiek najważniejszą rzeczą jest fakt, że nadszedł najbardziej obfity czas w koncerty. W królewskim mieście mieliśmy jesienią już supergwiazdę światowego formatu (Sting), powiew świeżości (pierwszy koncert Kabanosa, wrócę na pewno!), potwierdzenie wspaniałej formy (Raz Dwa Trzy w repertuarze Wojciecha Młynarskiego), jak również objawienie legendy, która prezentowaną muzyką odbiega od moich korzeni (w tej roli weterani z Kalibra 44). W jesiennym rozdaniu będzie można jeszcze posłuchać między innymi uznanych polskich firm (Dżem, T. Love, Pidżama Porno, Acid Drinkers), czy jednego z ciekawszych artystów ostatnich lat w kraju nad Wisłą (w tej roli Kortez, którego druga płyta pt. „Mój dom” ukaże się 3 listopada). Jesienią wystąpią również tacy artyści, których na żywo nie dane mi było jeszcze obserwować (2Tm2,3, Renata Przemyk, Agnieszka Chylińska, Nocny Kochanek). Smutnym faktem jest, że w najgorętszym czasie dla koncertowego Krakowa nie pojawią się takie ekipy jak: Lao Che (który to zespół ma powrócić w wielkim stylu z nową płytą na wiosnę), Vavamuffin i Ludziki. Lecz żeby poziom reggae był stały, z początkiem listopada wpadnie Maleo Reggae Rockers. Początek roku 2018 niesie ze sobą już na tą chwilę kilka ciekawych atrakcji – przyjazd zapowiedziały takie kapele jak TSA, Big Cyc (którego też będę mógł podziwiać po raz pierwszy), Sztywny Pal Azji, Kobranocka czy Krzysztof Jaryczewski ze swoim zespołem. Na chwilę obecną w planach są również koncerty Closterkeller, Urszuli czy Dezertera. Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej.
Dziękuję za uwagę.