Komentarze: 0
Dzień dobry. W dniu dzisiejszym powstanie tekst o dwóch legendach z jednej rodziny. Ojciec w czasach „czerwonej zarazy” wyemigrował (lub raczej został do tego zmuszony) do Paryża, gdzie tworzył w wolnych chwilach po pracy. Twórczość ta po kilkudziesięciu latach przyniosła znaczną popularność synowi (choć działał on już wcześniej na polskiej scenie, udało mu się osiągnąć znaczny sukces dopiero po tym gdy wziął na warsztat dokonania ojca). O kim ten wstęp? Ano chodzi o rodzinę Staszewskich, naturalnie. Z cyklu „Historia pewnej płyty” na tapetę wjeżdża razem z bramą i framugą płyta „Tata Kazika”, rocznik 1993.
W tym miejscu wypada wspomnieć, iż Kult nie jest jedynym (ani pierwszym w Polsce) składem, który zainteresował się piosenkami Pana Stanisława. W gronie tym znajdują się takie osobistości jak Jacek Kaczmarski, Kuba Sienkiewicz (lider Elektrycznych Gitar), czy Zbigniew Zamachowski. Kazik z początku nie mógł się przekonać do sięgnięcia po utwory skomponowane przez tatę, z czasem jednak zmienił stanowisko…
…i jak się okazało dobrze na tym wyszedł – aranżacje Kultu na albumie są najwyższej próby. Otwiera go „Celina” – numer zadedykowany Celinie Hiszpańskiej, koleżance Pana Stanisława, w dawnych czasach ponoć wyjątkowo pięknej, ponieważ „tę burzę włosów każdy zna”. Co prawda nie jest to najszybsza kompozycja (trwa niecałe siedem minut), jednakże na koncertach nabiera ona diametralnie innego kształtu i można się przy „Celinie” nieźle wyskakać. Numer dwa na liście nosi tytuł „Dziewczyna się bała pogrzebów”. I dam się pokroić, jeśli się dowiem w którym polskim filmie został ten utwór wykorzystany – był to dość poruszający fragment, a śpiewała mała dziewczynka stojąca na ulicy. Historia opisana w tekście nie ma happy endu – dziewczyna, która bała się idących pogrzebowych orszaków umiera. Stanisław Staszewski ze swojego dorobku cenił najbardziej właśnie „Dziewczynę…”, jednakże należne miejsce w historii polskiej muzyki zyskał dzięki „Barankowi”. Jak wszyscy wiemy, refren został zapożyczony z twórczości Wieszcza Narodowego, lecz nie każdy wie, że bohaterka tekstu „Baranka” jest postacią autentyczną – aktualnie mieszka w Grecji. Charakterystyczną rzeczą w „Baranku” jest kontrast między zwrotkami a refrenem. Zwrotki są bardzo dynamiczne, refren natomiast jest dosyć stonowany. Kolejnym „dynamitem” w zestawie jest „Notoryczna narzeczona” – klasyczny opis klasycznej balangi w paryskim okresie Pana Stanisława. Dziewczyna, która „pijąc śmieje się do łez”, takie klimaty. W tym miejscu zaznaczę, że wyjątkowo nie będzie słowa o faworytach, ponieważ musiałbym opisać w ten sposób każdą z pozycji. Numer pięć w trackliście przypada w udziale „Królowej życia”. Ten rodzaj tekstu będący przypowieścią o wzlocie i upadku przypomina mi osobiście „Pawia” Dżemu z tą różnicą, że w przypadku „Królowej…” jest jeszcze Król, a u Ryśka bohater jest tylko jeden. Pierwszą stronę kasety (po raz kolejny ukłony dla Taty!) zamykają „Inżynierowie z Petrobudowy” – opis realiów budowy płockich zakładów „Petrochemia” w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Swego czasu w okolicach tychże zakładów po końcu zmiany rozkwitało życie towarzysko-kulturalne (w czym czynny udział miał Pan Stanisław), co uwiecznione zostało słowami „kładziemy lachę, niech brzękną szkła”.
Druga strona albumu została rozpoczęta kompozycją „Knajpa morderców”. Tytułowi „mordercy” to weterani wojenni z ramienia Armii Krajowej – w tym miejscu nadmienić trzeba iż Pan Stanisław był więźniem Pawiaka w czasach wojny. Trudności związane z powrotem do codziennego życia dla żołnierzy nie należą do przypadków rzadkich, ten problem właśnie jest poruszany w „Knajpie…”. Ósmy numer to „W czarnej urnie”, chyba najsmutniejszy z całego zbioru (choć „chichotliwych klimatów” tutaj w zasadzie nie ma, podejrzewam że właśnie dlatego to jedna z moich ulubionych płyt). Nawiązując do słów Pablopavo „piosenki dzielą się na dwie kategorie: te o miłości i te o śmierci”, w tym wypadku Pan Stanisław zgarnął pełną pulę, robiąc dwa w jednym. Inspiracją z poezji polskiej w twórczości Staszewskiego seniora był również Konstanty Ildefons Gałczyński – jego wiersz „Wróci wiosna, baronowo” został poddany przepięknej interpretacji oraz okraszony wspaniałą muzyką. „Marianna” z kolei została napisana już po tym jak Pan Stanisław wyemigrował do Paryża. Opowiada o młodej dziewczynie zafascynowanej komunizmem, której „jutro rano trzydziestka stuknie”. Przedostatni utwór – „Kurwy wędrowniczki” – charakteryzuje się spośród pozostałych najbardziej skoczną melodią, co skutkuje częstym (oraz sporych rozmiarów) pogo w trakcie koncertów. Stawkę zamyka „Bal kreślarzy” – opisujący życie kulturalne Paryża początku lat siedemdziesiątych. Wyżej wspomniany bal przeradza się w „drakę w sali”. Dlaczego, ktoś spyta? Odpowiedź nie jest skomplikowana, bo „któż umie tak jak Polak (…) o słowo jedno zaraz w mordę bić”? Jednakże z tekstu można wynieść jeszcze jedną naukę, bo „z wielu różnych dróg przez życie każdy ma prawo wybrać źle”. I tego się trzymajmy, wszak mylić się jest rzeczą ludzką. W wersji kompaktowej dołączono ciekawy smakołyk – Kazik bowiem w utworze „Dyplomata” śpiewa po rosyjsku. Jest to pieśń pochodząca z sowieckich łagrów, a mówi ona o tym, w jaki sposób pewien błyskotliwy dyplomata reprezentował Związek Radziecki w rozmowach z „państwami osi”. Z przymrużeniem oka, oczywiście.
- album „Tata Kazika” doczekał się sequelu w roku 1996 („Tata 2”).
- Pan Stanisław przewidział, że ktoś odkryje jego kompozycje i „dorobi do nich korbę do wyciskania szmalcu” (taki zapis znalazł się na jedynej kasecie z jego nagraniami).
OGŁOSZENIA:
Tym razem krócej niż zwykle. Bardzo mi smutno z tego powodu, że co rusz muszę pisać o kimś kto Nas opuścił. Trzynastego grudnia zmarło się Yachowi Paszkiewiczowi, zwany był on również „ojcem polskiego wideoklipu”. Współpracował z Kultem, Hey, Big Cycem, Budką Suflera, Apteką czy Wojciechem Waglewskim. Pozytywną wieścią jest informacja, iż dane mi będzie zobaczyć jednego z Mistrzów. Książę Ciemności, znany również jako Ozzy Osbourne będzie rozpoczynał koncertowe lato w mieście nad Wisłą. Jedynym co pozostaje to czekać – jeszcze tylko pół roku! Chwila czekania przede mną na dwa plebiscyty: w piątek rozstrzygnie się jaki rockowy numer został „numerem wszechczasów” (na antenie Rock Radia), w Nowy Rok zaś, zgodnie z tradycją, punktualnie pięć po dziewiątej (najprawdopodobniej) wystartuje dwudziesta czwarta edycja Topu Wszechczasów (na antenie Programu III Polskiego Radia).
Kłaniam się nisko.